O duchu walki w formie artystycznej
Każdego kolejnego dnia jest coraz gorzej. Płacz co noc w poduszkę. Głuchy krzyk o pomoc. Teatralnie idealny uśmiech. Perfekcyjne udawanie? Cóż.. Najwyraźniej tak. Codziennie gaśnie kolejna nadzieja. Pragnę się w końcu poddać. Pragnę odejść z tego cholernego świata. Nie chcę już nic czuć. Chcę być wolna. Nie chce słuchać tych wszystkich słów. Nie chcę mieć złamanego serca. Chodzę bardzo nieostrożnie. Modlę się, aby w końcu potrącił mnie samochód. Często mam ochotę po prostu wyjść. Wyjść i już nie wrócić. Wszystko się rozpada, jak domek z kart. Dom staje się dla mnie zupełnie obcym miejscem. Wracam tutaj dopiero późnym wieczorem. Nocą wszystkie błędy przypominają o swojej obecności. Szkoła staje się jedną z najgorszych tortur. Odsuwam od siebie wszystkich. Znowu zamykam się w sobie. A przecież to wszystko jest niby takie proste... Jedno precyzyjne przecięcie tętnicy w ręce. Odpowiednia dawka leków, popita alkoholem. Dokładnie zawi