Straszna historia Diany i Johna

Diana wraz z Johnem siedziała na starej, drewnianej huśtawce, na której huśtał się jeszcze ich dziadek. Chcieli chociaż przez krótką chwilę odetchnąć na świeżym powietrzu podczas, gdy reszta rodziny, z okazji kolejnych urodzin cioci, siedziała w domu, rozmawiając przy stole na nieinteresujące nastolatków tematy. Bo co jest takiego ciekawego w polityce, postronnych osobach ze wsi a tym bardziej pracy?
Dla rozrywki kuzynostwo zaczęło opowiadać sobie wzajemnie straszne historie, które kiedyś zobaczyli gdzieś w internecie lub usłyszeli od innych znajomych na dużo ciekawszych imprezach bądź spotkaniach. W pewnym momencie John zaczął opowiadać legendę o betonowym moście, który był niedaleko jego rodzinnego domu. Od wielu, wielu lat jest on owiany złą sławą przez tutejszych miejscowych. Ponoć od dawna nawiedzany jest przez dziwną zjawę, którą spotkał starszy mężczyzna wracając w nocy z pracy. Diana na początku nie wierzyła w zapewnienia kuzyna, że ta historia jest naprawdę prawdziwa. Przecież nawet najgorsze horrory nie są, aż tak dziwne i pokręcone! Niestety dziewczyna nie wiedziała, że praktycznie wszyscy mieszkańcy wsi unikają tego mostu, zwłaszcza, gdy panuje ciemna i głucha noc...
W pewnym momencie zerwał się silny wiatr, który przyszedł od strony północy, szeleszcząc w pobliskich krzakach oraz koronach drzew. Zarówno chłopaka, jak i dziewczynę przebiegł chłodny dreszcz, rozchodzący się od karku po dół pleców. Mieli dziwne wrażenie, że ktoś lub coś ich bacznie obserwuje od jakiegoś czasu. Diana spojrzała na pobliską drogę, która była niedaleko bramy do posesji. Po czarnym asfalcie biegło jakieś dziwne zwierzę, świecąc przeraźliwymi czerwonymi oczami, które napędziłyby stracha nawet najodważniejszemu mężczyźnie. Dziewczyna szybko zeskoczyła z ruszającej się huśtawki, biegnąć w stronę drzwi od domu, jednocześnie ciągnąć za sobą zdziwionego sytuacją kuzyna, który jeszcze o niczym nie wiedział. Zamknęli dom na klucz, a następnie wolnym krokiem ruszyli do salonu, gdzie cała rodzina rozwinęła temat ich samochodów. Kuzynostwo podeszło do najbliższego okna, które jeszcze nie było zasłonięte roletami. Przez nie dało się dostrzec to samo zwierzę, które biegło w stronę gęstego lasu, znajdującego się za budynkiem. Usiedli na krzesłach, udając, że nic dziwnego się nie wydarzyło. Mieli jednak nadzieję, że była to tylko ich ogromna wyobraźnie, która zaczęła pracować po usłyszeniu tych wszystkich strasznych historii. Przecież to wszystko było niemożliwe...
Zaledwie kilka dni później kuzynostwo wracało rowerami od kolegi kuzyna, czyli Michaela, który mieszkał spory kawałek drogi od rodzinnego domu Jogna. Na dworze panowały już egipskie ciemności, spowodowane godziną dwudziestą drugą trzydzieści. Trochę zasiedzieli się u chłopaka, bo ten pokazywał im najnowsze gry na swoim komputerze. Żadne z nich nie bało się wracać o tak późnej porze, bo zupełnie zapomnieli o tym dziwnym zwierzęciu, które ujrzeli w urodziny cioci.
Szybkim krokiem szli pod wysoką górkę, prosto na most, o którym opowiadał wtedy zafascynowany John. Jedynym dźwiękiem, który mogli usłyszeć, był warkot samochodów oraz odgłos rowerów prowadzonych po asfalcie, gdzie leżało mnóstwo ślimaków z dużymi skorupami. Biedaki musiały zginąć pod kołami pojazdu, bo nie sposób było je ominąć. W pewnej chwili coś zaczęło przemieszczać się między krzakami oraz wysokimi trawami, powodując okropnie głośny szelest liści. Jednak Diana i John szli dalej nie zwracając uwagi, dopóki nie usłyszeli, że coś ciężkiego wręcz wyskakuje na drogę. Obejrzeli się za siebie, a ich serca przestały na kilka sekund wybijać równy rytm. Mogło się wydawać, że czas nagle zwolnił, a być może nawet i stanął w miejscu.
Wskoczyli zgranie na swoje rowery, które dotąd prowadzili obok siebie, gdyż byli zmęczeni po przejechanych kilometrach i pędem ruszyli w stronę domu, który był już tak niedaleko. Nie obejrzeli się przejeżdżając przez główną drogę. Aby zaoszczędzić trochę na czasie, przerzucili rowery przez ogrodzenie posesji, przez które następnie sami zwinnie przeskoczyli. Pobiegli szybko do domu, nie mówiąc ani słowa o dziwnym wydarzeniu mamie Johna, która nawet nie była zła, że wracając tak późno. Ona przecież i tak by nie uwierzyła.
Dochodziła powoli północ, a mama Johna nadal nie wróciła od swojej najlepszej koleżanki, do której poszła niby tylko po gazetkę, ale najwidoczniej została na filiżankę herbaty. Byli całkowicie sami w dużym domu. Aby odciągnąć myśli od dziwnego zdarzenia, oglądali telewizję, w której leciały po raz kolejny powtarzające się filmy. Nawet nie przykładali uwagi do tego, co jest na dużym ekranie, bo byli pochłonięci myślami o dużym zwierzęciu, które ich dzisiaj goniło.
Gdy wybiła równo godzina dwunasta w nocy, usłyszeli czyjeś potężne, ciężkie kroki tuż za oknem koło, którego leżeli na dwuosobowym łóżku. Nie mieli odwagi, by przez nie wyjrzeć, a agresywne szczekanie psów uświadomiło ich, że to na pewno nie jest jedno ze zwierząt, które posiadała rodzina Johna. Dudnienie trwało kilka minut, które kuzynostwu wydawało się wiecznością. Po jakimś czasie nagle ucichło i nie pojawiło się przez resztą nocy oraz poranka.
Z samego rana, zaraz po przebudzeniu się, Diana i John poszli na dwór aby sprawdzić, czy nie ma żadnych śladów po wczorajszym zjawisku. Pod oknem zobaczyli odciski przypominające ludzkie palce z łapami wyrośniętego kopa lub psa. Na ścianie dało się również zauważyć wyryte linie, najwyraźniej po potężnych pazurach, które zepsuły elewacje budynku. Nie mógł to być żaden z psów Johna, bo oba były w kojcu. A więc...co?

Komentarze

  1. Uwielbiam takie historie dlatego z przyjemnością przeczytam jeszcze jakieś straszne historie
    Serdecznie pozdrawiam Ela

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

,,Mały książę"- co to za książka?

Marzenia i ich spełnianie- Refleksja na ten temat